Niby nie pracuję na pełnym etacie, niby mogę sobie pozwolić na luz, ale zbyt dużo czasu przepływa mi przez palce, robię milion niepotrzebnych rzeczy zamiast 1-2 konkretne.
Jeszcze w grudniu postanowiłam, że muszę się co nieco zorganizować. Wszystkie spotkania czy obowiązki wpisałam w kalendarz w telefonie, ale stwierdziłam, że to nie do końca jest to, czego mi trzeba.
Jak zawsze szukałam inspiracji w necie i trafiłam na BuJo, czyli bullet journal. Naczytałam się o tym "instrumencie" i bardzo mi się spodobał. Kupiłam sobie nawet ładny zeszyt:
Od razu postanowiłam zaplanować sobie godzinowo każdy dzień:
Oczywiście w moim przypadku godziny są bardzo orientacyjne, bo o ile od końca ferii świątecznych wstaję o 7.00 rano, to wyjazd z dzieckiem do szkoły czy dotarcie do miejsca pracy/do sklepu czy powrót do domu,czy samo ogarnięcie domu to już nie zawsze wpisują się w dokładne ramy czasowe.
Dlatego pomimo iż rozpisałam sobie tak cały tydzień już w drugim dniu wszystko się posypało w momencie gdy córka zaprosiła sobie po szkole koleżankę do domu...
Kartki niestety powędrowały do śmieci, a ja wymyśliłam sobie taki całkiem inny, mój planer:
Na początek spisałam sobie wszystkie moje plany, jakie mam spróbować zrealizować w 2018 roku.
Jak widać plany są krotko i długo terminowe.
Potem podzieliłam rok na kwartały i w każdym miesiącu wypunktowałam wszystko co jest najważniejsze do wykonania:
Potem przyszła pora na podzielenie miesiąca na tygodnie:
Jak widać zainwestowałam w kolorowe zakreślacze. Kupiłam też specjalne markery, dzięki którym mogę sobie zrobić kolorowe zakładki i nie gubię się w tym moim planerze:
Teraz już nie wypisuję tygodniami do przodu co mam zrobić. Najpierw sprawdzam co udało mi się zrealizować w mijającym tygodniu. Plusami zaznaczam te wykonane, minusami te, których nie zrobiłam:
Wiem, że nie jest to planer idealny, ale jest mój. Taki sobie wymyśliłam i na tę chwilę się sprawdza. Nie lubię nazwy BuJo, więc u mnie będzie po prostu planer.
Dzięki temu planerowi udało mi się znaleźć czas na haft koralikowy. Jest to w tej chwili priorytet, bo do 15 lutego (czyli do urodzin) i do wyjazdu jest coraz bliżej, a ja ciągle byłam w plecy.
Jako priorytet wpisałam też moje Malwy, bo planowałam skończyć je do wyjazdu, żeby dać tam do oprawy. Wtedy w maju moja mama przywiozłaby je już gotowe i mogłyby cieszyć oczy wisząc na ścianie. Niestety malwy ciągle "wiszą" na nie, bo chwilowo zajęta byłam baletnicami i SAL-em Cookie Time. W tym tygodniu się to zmieni...
Dziękuję Wam wszystkim za Wasze komentarze;
Anula - ja też nie lubię prześwitów i dlatego HEAD-y haftuję 2 nitkami, ale to chyba był błąd...
Pasje Magos - ja też dziękuję za fajną zabawę
Agula Aga - siadam do haftu w każdej wolnej chwili, ale też czasem nie ogarniam. Dlatego przesunęłam termin publikacji do końca stycznia.
Anna, Renka - takie delikatne i zwiewne, w sam raz do pokoju prawie 6 latki ;)
Nati - jeszcze się nie oglądałam za ramką. Może je też zabiorę do PL i zostawię do oprawienia.
Promyk - masz zupełną rację. Nie wiem jak ja sobie dawałam radę wcześniej, bez kotka? ;)
Pozdrawiam serdecznie